Zaledwie 10 dni – tyle ma najmłodszy mieszkaniec Sokratesa. Oprócz niego, w akademiku Politechniki Opolskiej, który jest pierwszym w województwie punktem recepcyjnym dla uchodźców, obecnie mieszka 150 dzieci i 181 dorosłych.
– W pobliżu naszego domu jest jednostka wojskowa i poligon, gdzie często odbywają się ćwiczenia strzeleckie. Gdy wybuchła wojna, w pierwszym momencie pomyślałam, że to kolejne ćwiczenia. Jednak gdy podeszłam do okna, zobaczyłam spadające rakiety. Natychmiast uciekliśmy do piwnicy. Pamiętam, że doliczyłam się dziesięciu wybuchów pod rząd – relacjonuje pani Natalia, która pochodzi z Wyszogrodu, miasta na północy od Kijowa.
– Gdy strzały i wybuchy ucichły, zaczęły przeraźliwie wyć psy. Nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałam. O godz. 7 rano w mieście zapadła kompletna cisza. Jakby już nikogo tam nie było – relacjonuje kobieta, która postanowiła uciec z ośmioletnią córką i mężem (jest niezdolny do służby wojskowej) przed wojną do Opola. Na politechnice od października studiuje ich córka. Zabrałam ciepłe rzeczy i ruszyliśmy na stację benzynową. Były niesamowite kolejki, ludzie byli przerażeni, wszędzie były korki. Przejechanie trzech kilometrów zajęło nam godzinę. Gdy wjechaliśmy do Kijowa było tak samo, jechaliśmy takim tempem jak obok chodnikiem szli ludzie. Droga do Żytomierza zazwyczaj zajmuje nam z 1,5 godziny. Teraz jechaliśmy 8 godzin. Zbliżał się wieczór, wiedzieliśmy, że zaraz będzie kolejny ostrzał, bombardowanie. Postanowiłam zaryzykować. Pojechałam pod prąd – pani Natalia ociera łzy.
Żeby przekroczyć przejście graniczne rodzina kobiety czekała 32 godziny.
– Ludzie byli dla siebie bardzo życzliwi. Przekazywano dzieci na początek kolejki, żeby jak najszybciej były w Polsce, żeby mogły coś zjeść. W ogromnych pieszych kolejkach stały kobiety z noworodkami, nie miały gdzie i jak je przewinąć – opowiada pani Natalia.
– Pani Natalia szybko odnalazła się w Sokratesie. W zasadzie codziennie ma nowe pomysły, żeby coś usprawnić. Np. jedna grupa sortuje dostarczone ubrania, inna w tym czasie sprząta, codziennie o godz. 21 grupa kobiet sprawdza, czy w budynku jest porządek. W komunikatorze założyła grupę, gdzie przekazuje ważne informacje. Tam także każdy może pisać, co potrzebuje – wylicza Yulia Ukolova z Działu Współpracy Międzynarodowej Politechniki Opolskiej, która jest także wolontariuszką w Sokratesie.
– Czuję się tutaj jak u rodziny. Bardzo, ale to bardzo serdecznie dziękujemy za okazane wsparcie – podkreśla pani Natalia. Oprócz niej, w Sokratesie mieszka mnóstwo matek z dziećmi. Najmłodsze dziecko ma zaledwie 10 dni. Jedna z kobiet lada moment będzie rodzić.Dziennie do Sokratesa zgłasza się nawet 150 osób. Ponieważ jest to punkt recepcyjny, część z nich od razu zostaje przewieziona do innych ośrodków dla uchodźców, część czeka kilka dni. Obecnie w Sokratesie mamy 332 lokatorów, z czego aż 151 to dzieci – wylicza Anna Bodzioch, kierownik Osiedla Akademickiego Politechniki Opolskiej. Na potrzeby uchodźców na terenie hali sportowej przy Sokratesie również rozmieszczono łóżka.
– Jestem w Sokratesie od pięciu dni. Przyjechałam z dwójką dzieci z Żytomierza, mają 6 i 13 lat. Jechaliśmy przez Czechy, skąd pociągiem przyjechaliśmy do Opola. To była bardzo ciężka i trudna droga – mówi kolejna z mieszkanek, także Natalia.
– Wszyscy tutaj bardzo się ze sobą zżyli. Jak możemy staramy się im pomóc, dlatego na uczelni cały czas trwa zbiórka żywności i leków. Ale to nie wszystko. Ostatnio Justyna Weigt z Biblioteki Głównej prowadziła zajęcia dla dzieci. Sporo osób szuka możliwości zatrudnienia, chcą podjąć pracę, zarobić cokolwiek, nie chcą tylko korzystać z pomocy. Wiele z nich deklaruje, że gdy tylko wojna się skończy, wrócą na Ukrainę – mówi Yulia Ukolova.
Źródło Politechnika Opolska